wtorek, 10 marca 2015

O hyraxach, horkruksach i innych tam haluksach





            Rzecz będzie o hyraxach, horkruksach i innych tam haluksach. Przeczytałam myśl dnia i zgodnie z nią zamiast być złą za to, czego nie mam, powinnam być wdzięczna za to, co mam. A że ja tak zawsze na opak, na wspak – to dzisiaj będę sobie właśnie wdzięczna za to, czego już nie mam. Bo nie mam dziś zmartwień i pozbyłam się wreszcie mojego hyraxa, zwanego przeze mnie haluksem lub horkruksem. O co chodzi?
            Wyobraźcie sobie taką sytuację, że któregoś pięknego wiosennego dnia ktoś zakłada Wam na podniebienie konstrukcję z wygiętych drutów! Język wkręca się w sprężynki, początku nie można prawie wcale mówić, później z trudnościami wymawia się słowo Rower. Takie małe niewidoczne dla innych ludzi małe narzędzie tortur rozszerzające szczękę. Nie, to wcale nie jest scenariusz horroru, ale samo życie. Moje życie. Bo to zwykły aparat typu hyrax, a że ciągle zapominałam tej nazwy informowałam wszystkich, że mam w buzi haluksa. Nie dziwi nic. I nastał ten kolejny po roku prawie, prawie też wiosenny dzień, kiedy nareszcie pozbyłam się mojego haluksa i czuję się wspaniale! Rrrrrrrrrrrrr! Rower! Rewolwer! Karmazynowa Karramba! Jest pięknie i cudownie! Nareszcie mogę normalnie mówić i jeść! Specjalne podziękowania przesyłam mojej orto i wszystkim, wspierającym mnie  w tym trudnym czasie.
Tak więc jestem wdzięczna za to, że mogłam się pozbyć mojego haluksa – horkruksa.  I dobrze jest czekać z niecierpliwością na taki dzień, kiedy możemy się wreszcie czegoś pozbyć. Bo niby po co nam to, czego już nie potrzebujemy? Czasem trzeba coś zgubić, pozostawić, oddać. Ale co zrobić, kiedy trudno jest nam to Coś zgubić albo porzucić?
Zaledwie kilka dni temu podczas spotkania z moim przyjacielem, usłyszałam, że musimy tracić, zostawiać, porzucać, a może nawet czasem coś zniszczyć, bo tylko wtedy otwieramy się na nowe. I ja tak zostawiam to, co obumarłe, co mi nie służy, idę dalej...
- Wiesz, od początku tego roku czuję się jak cebula. Zrzucam z siebie kolejne warstwy – wyznaję.
- Chcesz się przekomarzać? Ja się tak czuję od sześciu lat!
            
            Może czeka mnie długi proces a może włożę buty siedmiomilowe. Może nadal będę seplenić, choć po moim hyraxie – haluksie - horkruksie ani śladu i śnić sny kogoś, kogo dawno już przy mnie nie ma. Przyzwyczajenie też ma swoją moc. Ale nawet i to przyzwyczajenie zostawię, porzucę i… pójdę dalej. Bo też mam moc! Bez haluksów i cudzych snów, hej!




           


1 komentarz:

  1. Haluksy warto leczyć w pierwszej kolejności poprzez noszenie aparatu korygującego, który można nabyć na wwwpomocedlaseniorow.pl. Cena takiego najprostszego aparatu to koszt nie większy niż 20 złotych.

    OdpowiedzUsuń