niedziela, 9 października 2016

Jesień mnie niesie



Jesień mnie niesie. A może nosi. Nosi mnie. Jadę więc przed siebie. Z daleka wszystko wygląda, jeśli nie lepiej, to z pewnością inaczej. Oderwijmy się zatem na chwilę od codziennej pracy, obowiązków. Rozwiejmy te chmury, kurze, zakrywające nasze prawdziwe marzenia, cele i pragnienia. Jakoś tak się składa, że po żydowsku rok zaczyna się dla mnie jesienią. Wszystko, co nowe i ważne zaczyna się dla mnie o tej porze roku. I jakby nie spojrzeć, to i również ten rok nie będzie inny od poprzednich, bo tegoroczne rozpoczęcie Nowego Roku żydowskiego, czyli święta Rosz Haszana przypadło na 2 października.  Ostatni tydzień dostarczył mi wielu wrażeń, zapowiadając  tym samym cudowny nowy rok. 




Czekałam już z lekkim zniecierpliwieniem, aż przyszedł wreszcie czas na odgrzebanie z dna szafy kolorowych szalików i swetrów, obsadzenie balkonu wrzosami, szuranie w morzu złotych liści, gotowanie zupy dyniowej, malowanie ust we wszelkich odcieniach czerwieni, smażenie powideł, picie gorącej czekolady. Pozwalam jesieni płynąć - we wszystkich jej barwach, odcieniach, bogactwach. I tak kręci się wrzeciono, plecie wciąż babie lato, a jeszcze inne baby plotą, co im ślina na język przyniesie.
A mnie niesie – jesień.