A że wiosennie pobudzone zmysły rodzą genialne pomysły,
wpadł mi go głowy jeden z nich. I tak oto zaczynam cykl mini poradnika - Siedem
małych kroków do osiągnięcia szczęścia.
Oddychaj. Świadomie. Głęboko. Całą sobą, całym sobą. W
sytuacji napięcia, zagrożenia spłycamy i przyspieszamy oddech, a gdy jesteśmy
rozluźnieni nasz oddech staje się wolny i głęboki. Mam wspaniałą znajomą, która
w chwili mojego zdenerwowania lub rozemocjonowania uśmiecha się do mnie błogo i
z anielskim spokojem mawia: Oddychaj.
Oood – dyyyy chaaaaj! Oddycham więc głęboko, stawiam piedestały,
rosnę w siłę, w pełnej świadomości i uważnej obecności mogę kontrolować emocje,
być Tu i Teraz, słyszeć bicie serca. Takie to proste i pierwotne, że aż
zapomniane. Bo przecież na co dzień nie zastanawiamy się na tym, jak oddychamy.
Działamy automatycznie. A przecież bez jedzenia i picia możemy przeżyć kilka dni, bez oddechu zaledwie kilka minut.
I tu przypomina
mi się pewne ćwiczenie, które w szkole aktorskiej podczas ćwiczeń oddechowych
było dla mnie istną torturą, a następnie poznałam jego magiczną moc. Na początek
należy odciąć po kolei zmysły, czyli zasłonić oczy, do uszu wetknąć watę, następnie
ułożyć się wygodnie na plecach oraz maksymalnie wypuścić powietrze z płuc i z całego
ciała. Po ostatnich wydechu zatykamy sobie usta. Można poprosić kogoś o pomoc,
ale takie rytuały wieją grozą. Odcinaliśmy zatem wszystkie zmysły, czyli
doświadczaliśmy tego, co można nazwać śmiercią mózgu. Po kilkunastu sekundach można
usłyszeć szum w uszach, dostać lekkich drgawek, szamotać się. Ale spokojnie. Wtedy
następuje uwolnienie i można wziąć głęboki oddech, początkowo bolesny, ale
jakże kojący. Mózg nie daje rady, ale wtedy czerpie energię z czakry podstawy
umiejscowionej w okolicach podstawy kręgosłupa związanej z energią kundalini. Wibracje gwarantowane! Pierwotna energia przypływa wprost
do nas. Albo wylewa się z nas. Jak cudownie jest oddychać!
Namawiam Was
zatem do wielkich powrotów do siebie, do koncentracji na oddechu, do zachwytów.
Miewam swoje małe odloty i tak jakiś czas temu podczas ważnej rozmowy
towarzyskiej na temat pielęgnacji ogrodu i trawnika, zagubiona totalnie wśród
koncepcji i złotych porad, pomyślałam sobie, jaką ogromną stratą czasu i energii jest
cotygodniowe strzyżenie swoich hektarów. Wyobraziłam sobie siebie leżącą obok
kosiarki wśród wesoło rosnącej zielonej trawki. Przecież lepiej położyć się na
tej trawce, w spokoju i błogości usłyszeć jak spokojnie bije serce naszej
ziemi. Ona też oddycha, pulsuje i wibruje.
Oddychaj i poczuj, jak z każdym oddechem wypełnia Cię
spokój i szczęście.
Jak śpiewa
mój ukochany Eddie Vedder:
Stay with me
Let's just breathe
Let's just breathe
Miłej niedzieli
Niech nic nas już nie dzieli!

