A rzecz miała być o jesieni, co to
wtedy się wszystko odmieni. Dla mnie dmieniło się już latem, zatem… I to tak że
hoho, ale o tym cichooo… Cicho sza! Tralala! Co przemilczę, to wyśpiewam pod
prysznicem. Czego nie wypowiem, to wykrzyczę przez sen albo wyszeptam komuś do
ucha. Choć za oknem jesienna zawierucha i plucha, mam się dobrze, panie bobrze.
Panie Obłoczny, gdybym tylko mogła, podskoczyłabym do Ciebie i ucałowałabym Cię w sam środek Twego Wszechwiedzącego Czoła i szepnęłabym do
Wszechsłyszącego Ucha Twego jedno magiczne słowo: Dziękuję! Po czym sfrunęłabym w dół na miękkich lukrowanych skrzydłach i milczeniem swoim wprawiałabym ludzi w osłupienie. Reszta jest milczeniem, a diabeł tkwi tam po uszy. A może jest
tam też i całe Niebo. Na przemian. Wszystko razem jak koktajl należy wypić do
dna. W nocy i za dnia. Setki razy na dobę, nie zważając na wątrobę. Życie całe.
Ze wszystkimi skutkami ubocznymi, bez konsultacji z lekarzem duszy ani
farmaceutą marzeń. Leo F. Buscaglia w swojej książce Radość życia. O sztuce miłości i akceptacji opisuje, że każdy z nas
otrzymuje swoje życie jako pięknie zapakowany prezent. Uwaga! Chwila na
refleksję. Co mogłoby być w środku? Rozwiązujemy piękną kokardę, rozszerzają
nam się źrenice, przyspiesza bicie serca. Czego się spodziewamy? Z pewnością
tego, że będzie tam szczęście, miłość, radość. No tak! Oczywiście, że znajdują
się tam w środku. Ale są też i troski, cierpienia, ból. Każdy z nas tego
doświadcza i dzięki temu życie jest tak piękne. Ma wszystkie smaki, barwy,
emocje. Tak więc – duszkiem. Do dna!
